[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łunkami i tulili do siebie. Stracili kontrolę i zaczęli zdzierać
z siebie ubrania.
Charlie była taka piękna, taka smukła i krucha. Starał się
być czuły i delikatny, lecz Charlie nie pozwoliła na to. Gdy
znalazł się w niej, głośno krzyknęła i gwałtownie uniosła
biodra. Zwiat przestał istnieć, byli tylko oni, złączeni na
zawsze, tak jakby ich ciała i dusze stopiły się w jedno.
- Boże, jak ja tęskniłam za tobą, Denver - powiedziała,
S
R
z trudem łapiąc oddech, gdy wreszcie się rozłączyli. - Już
nigdy nie pozwolę ci odejść.
- To nie ja odszedłem - przypomniał, pieszcząc jej szyję
i przyciÄ…gajÄ…c do siebie.
- Ale to ty namówiłeś mnie do wyjazdu - odpowiedziała,
uśmiechem kwitując jego zakłopotanie. - Modliłam się całą
drogę, by cię tu spotkać.
Denver już wiedział na pewno, że ją kocha. Bez Charlie
był niczym. Płonął z miłości. Ale nie był pewien jej uczuć.
- Co słychać w wielkim świecie? - zapytał z udawaną
swobodÄ….
Odpowiedziała mu po chwili namysłu:
- Niezle. Miałeś rację. Wszystko się zmieniło. Wprawdzie
gdy matka podnosi głos, jeszcze podskakuję na krześle, ale już
z niego nie spadam. Poważnie mówiąc, nie pozwalam sobą
dyrygować... na ogół.
- Zwietnie - powiedział ani trochę nie zaskoczony. - Cie-
szę się, że poradziłaś sobie z matką. Ale jeszcze jest jedna
rzecz, którą musisz zrobić.
Co takiego?
Denver wziął głęboki oddech. To nie będzie łatwe. Ukrył
twarz w jej złocistych włosach i szepnął:
- Wyjdz za mnie.
- Wyjść za ciebie? - Odchyliła głowę i ze zdumieniem
spojrzała na niego. - Przecież ty zupełnie nie nadajesz się na
męża.
- Zostań moją żoną. Zmienię się.
- Ale... - Głośno przełknęła ślinę, a on już wiedział, że mu
odmówi. - Denver, nie mogę cię poślubić. Powiedziałam ci
już kiedyś, że najważniejszy jest dla mnie Robbie, a ja mu
obiecałam, że wrócimy tutaj. Chcę go wychowywać
S
R
w tych górach. On nie polubił miasta. Twoja praca wymaga
od ciebie ciągłych wyjazdów, a ja nie mogę pozwolić, by mój
syn...
- Gdzie on jest?
- Przyjechał ze mną. Zatrzymaliśmy się w schronisku,
dopóki nie doprowadzimy do porządku naszej chaty.
Denver wypuścił ją z objęć i sięgnął po ubrania.
- Chodzmy po niego.
Charlie uśmiechnęła się.
- Ucieszy się na twój widok.
- Stęskniłem się za nim - powiedział Denver, wkładając
koszulę i zerkając na zegarek. - Mam mało czasu, bo przed
południem muszę uruchomić wyciąg.
Zamarła, zaskoczona, a pózniej rozejrzała się po biurze.
Wreszcie dotarło do niej, gdzie się znajdują.
- Co ty tu właściwie robisz? Pracujesz?
Pocałował ją w usta i tajemniczo się uśmiechnął.
- Charlie, ja nie tylko tu pracujÄ™. To wszystko jest moje.
Postanowiłem osiąść tu na stałe. Skoro nie chcesz zostać
moją żoną, będziemy się umawiać na randki.
Z piskiem rzuciła się na niego, a on krztusił się ze śmiechu,
gdy uwieszona na jego szyi, bezskutecznie usiłowała wyrazić
swą radość w sensownych słowach.
- Dobrze, dobrze, jeszcze raz ci się oświadczę - powie-
dział, wciąż zaskoczony, że miłość może być tak radosna i
wspaniała. - Ale teraz zrobię to w obecności Robbiego.
Gdy pomagał się jej ubierać, zobaczył na jej policzku łzy.
- Kochasz mnie? - zapytała po prostu.
Denver próbował odpowiedzieć, lecz wzruszenie ścisnęło
mu gardło. Skinął więc tylko głową.
- To wspaniale - odparła - bo ja cię bardzo kocham.
S
R
Szybko podeszła do drzwi.
- Chodzmy już. Musimy jeszcze wstąpić do sklepu. - Po-
słała mu figlarny uśmiech. - Zamierzam kupić długą wstążkę
i zawiązać ci na głowie wielką kokardę. Robbie prosił Miko-
łaja tylko o jeden prezent. Chciał dostać tatę. O rany, teraz
już na pewno uwierzy w istnienie Zwiętego Mikołaja!
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire