[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdjęcie tu, przy maszynie?
Sinnan podniósł się i przywitał z Bo, podając mu rękę. Turek był
muskularny i bardzo wysoki. Wyglądał, jakby trenował podnoszenie
ciężarów. Charakterystyczne wąsy podniosły się w uśmiechu.
- Cześć.
Bo skinął głową.
- To zajmie tylko chwilÄ™.
Młody Turek wyglądał na trochę zdenerwowanego. Bo próbował
rozluznić atmosferę, więc zagadywał go, robiąc zdjęcia.
- Patrz prosto w obiektyw. Jak długo jesteś w Danii?
- Dwa lata - powiedział Sinnan i mrugnął z przestrachem, kiedy
błysnęła lampa.
- To trudne?
Sinnan skinął z namysłem głową.
- Duński jest trudny, ale mamy dobrego nauczyciela.
- Ożeniłeś się z Turczynką tu, w Danii?
Sinnan potwierdził, był teraz trochę przygaszony. Czy powinienem
zadawać takie osobiste pytania? - pomyślał Bo i zrobił zdjęcie. Może było
to przymusowe małżeństwo z dziewczyną myślącą bardziej po duńsku i
teraz pojawił się między nimi zgrzyt kulturowy?
- Dzięki, Sinnan, to już wszystko.
Sinnan wyraznie odetchnął z ulgą. Poszli dalej i wysłuchali kolejnej
historii. Bo zrobił zdjęcia i gdy miał już wychodzić, wicedyrektor wręczył
mu stos papierów.
- Może pan sobie poczytać o naszym projekcie - powiedział. - Jest tu
coÅ› o kursie i tak dalej.
Bo pomyślał, że wyrzuci to do pierwszego śmietnika, na jaki się
natknie, ale najpierw musiał zniknąć z pola widzenia. Odłożył więc
papiery na siedzenie i pojechał. Dopiero gdy stał w korku na Skanderbor-
gvej w drodze do Arhus, zaczął je z nudów przeglądać. W kursie
uczestniczyło pięć osób: dwóch Turków, jeden Somalijczyk, jeden
Srilańczyk i dziewczyna z Pakistanu. Szkolenie było tak opracowane, że
na zajęciach wykorzystywano słownictwo związane z przepisami BHP i
kartą pracy, zgodnie z ideą, że najlepiej jest uczyć się języka, gdy miało to
jakiś związek z dniem powszednim ucznia. Pokiwał z uznaniem głową, to
brzmiało dosyć rozsądnie. Przebiegł wzrokiem aż do dołu strony, gdzie
umieszczone było nazwisko nauczyciela. Nie mógł sobie dokładnie
przypomnieć, ale gdzieś już je słyszał.
31
- Zwiat stanął na głowie.
John Wagner pokręcił głową i odkroił sobie kawałek rostbefu.
Usmażona cebula spadła mu na spodnie, ale on nawet tego nie zauważył.
- Logicznie byłoby, gdyby najpierw znikło dziecko, a potem zostało
znalezione w rzece. Tu w Arhus nic nie jest jednak logiczne. Tutaj
najpierw wkłada się dziecko do rzeki, a potem, żeby był porządek, porywa
się inne. I w dodatku grozi mu się śmiercią - dodał.
Wyciągnął rękę po szklankę z piwem bezalkoholowym. Wziął łyk. Nie
wyglądał na zadowolonego ani z piwa, ani tematu rozmowy.
- A co z położną? - zapytała Dicte. - Gdzie ona pasuje? Słyszałam, że
ją wypuściliście.
- Niestety, nie mogliśmy jej dłużej trzymać. - Wzruszył ramionami, ale
widziała, że ta sprawa go męczy.
- Nie macie na nią nic konkretnego? -Mieliśmy, ale wycofała zeznania
jeszcze przed
sprawą z Martinem. A dzięki nowym okolicznościom ma niezłe alibi -
westchnął. Pozbierał cebulę i schrupał ją. - Oczywiście, to tylko wszystko
komplikuje. Byłoby bardziej logiczne, gdyby ta sama osoba, która pisała
po czołach dzieci, porwała też Martina. Zwłaszcza, że na czole tej małej
dziewczynki był podobny napis. Ale, tak jak mówiłem, nie zawsze można
liczyć na logikę.
- Masz na myśli to, że ktoś mógł się podszyć? Porwał Martina i, żeby
zmylić policję, popisał czoło innego dziecka? %7łe nadal najbardziej
prawdopodobne jest to, iż to położna jest winna w pierwszej sprawie z
graffiti?
Spochmurniał.
- Wszystko jest możliwe, a poza tym byłaby to bardzo zła wiadomość,
gdyby okazało się, że ostatnia grozba nie służy tylko odwróceniu uwagi.
- Bo w tym wypadku Martin może już by nie żył - przyszła mu z
pomocą. Zdjęła z kanapki ser i zdrapywała masło.
Siedzieli w stołówce na komendzie. Chwilę wcześniej zaprezentowała
Wagnerowi szal kupiony przez Rose. Policjant skwitował to
niespodziewanym zaproszeniem na obiad. Wydawało się jej to dość
niezwykłe, mimo że nie miała zbyt dużego doświadczenia jako reporter
kryminalny. Ktoś kiedyś powiedział, że stosunki między policją a prasą
przypominały związek, w którym miłość miesza się z nienawiścią i gdzie
jedna strona chciałaby jak najbardziej wykorzystać tę drugą, dlatego
zachowuje odpowiedni dystans. Muszę uważać - pomyślała - żebyśmy nie
zostali zbyt dobrymi przyjaciółmi. Mimo że Wagner był serdeczny i od
czasu do czasu rzucał jej okruchy informacji, Dicte musi je dokładnie
sortować i wychodzić z założenia, że on miał ku temu jakiś powód. Może
właśnie dlatego, że była niedoświadczona i dzięki temu mógł nią
manipulować tak, że pisała to, co chciał. Nigdy się nie dowiem, czy to
właśnie tak działa - myślała, przyglądając mu się. Jak zwykle wyglądał na
zmęczonego, ale tym razem zauważyła coś jeszcze. Może miał jakieś
wielkie osobiste zmartwienie. Coś, co mu bardzo ciążyło.
- Worst case scenario jest więc taki, że ktoś porwał Martina, żeby
spełnić grozbę napisaną na czole innego dziecka - podsumowała. - Ale
gdzie pasuje mały Mojżesz?
Podniósł bezradnie ręce.
- Na razie nigdzie. Jak dotąd mamy dwie, a może trzy różne sprawy,
które nie mają ze sobą żadnego związku, nawet odległego. Oczywiście
poza podszywaniem się. Teoretycznie możemy próbować je połączyć, ale
to jest i będzie teoria. A jeśli chodzi o odciski palców, to musimy
poczekać. Oddział w Kopenhadze ma grypę.
Wstał.
- Kawy? Nie żeby była godna polecenia, ale przynosi jako takie efekty.
Skinęła głową i patrzyła, jak podchodzi do lady. Miał około
pięćdziesiątki i było w nim coś szczególnego. Jakby był czymś napędzany,
czymś tak rzadkim jak pasja. Nie potrafiła odgadnąć, czy była to pasja do
pracy, czy może po prostu, ogólnie - do życia. Jego oczy miały ten
szczególny błysk, mimo że widoczne w nich było zmęczenie. Może pasja
do sprawiedliwości - pomyślała. Można było chociaż pomarzyć.
Wrócił z kawą i dwoma ciastkami. Ciężko usiadł.
- Ida Marie... - powiedział w końcu. - Przyszła do mnie wczoraj
póznym wieczorem. Opowiedziała o wizycie u wróżki. Słyszałaś coś o
tym?
Pokręciła głową. Przyjrzała mu się badawczo. Jest w niej zakochany.
To ona jest przyczyną tej pasji i żaru w spojrzeniu. To dlatego traci czas na
to, żeby z nią tu siedzieć i prowadzić rozmowę. Bo ją znam, bo może [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire