[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rozpaliłem ogień, wziąłem puste wiadro i również
opuściłem chatę. Przed domem, co już poprzednio za-
uważyłem, znajdowała się studnia. Zaczepiłem kabłąk kubła
o zakrzywiony hak, przybity na końcu długiego drąga i
zaczerpnąłem wody. Wróciłem, nalałem wody do kociołka,
który postawiłem na płycie pieca i do potężnej miednicy
umieszczonej na wysokim stołku. Obok zauważyłem mydło
i ręcznik. Zciągnąłem kurtę, kamizelkę, koszulę i umyłem
się do pasa. Znowu zerknąłem na ręcznik. Był biały jak
śnieg, chyba nigdy nie używany. Zawahałem się. Lecz skoro
gospodarz powiesił nowiutki ręcznik, liczył widać na to, że
skorzysta z niego nieznany gość... Potem wychlusnąłem
przez okno pełną mydlin wodę  jestem pewien, że
gospodarz postępował w ten sam sposób. Gdzie jednak
wyrzucał śmiecie? Podwórko za domem wyglądało tak
samo schludnie jak wnętrze izby, jak spłacheć ziemi przed
domem.
Zachęcony przez Karola, rozpocząłem poszukiwanie
żywności. Znalazłem w szafce pół bochenka chleba do-
mowego wypieku (farmer musiał być chyba geniuszem
albo... byłym piekarzem) wprawdzie nieco czerstwego, lecz
na pewno smaczniejszego od sucharów. Odkryłem również
spory worek pszenicy (pewnie dla kur) i również spory 
fasoli. Postanowiłem ugotować zupę fasolową. Pierwszy raz
w życiu. Uznałem jednak, że z dodatkiem naszego boczku
okaże się daniem znakomitym. Podczas naszych wędrówek
nie gotowaliśmy zup  zbyt wiele z tym kłopotu. Teraz
trafiła się świetna okazja. Napełniłem wodą drugi kociołek,
wrzuciłem kilka garści fasoli. Potem siadłem za stołem i za-
paliłem fajkę.
Karol wrócił, zajrzał do obu garnków i pokiwał głową z
aprobatÄ….
 Za domem jest kurnik  poinformował.  Kury
również. Aż dziwne, że nie znalazłem strzępków piór.
Czyżby w okolicy nie było lisów i kujotów? Jest również
stajenka. Farmer ma dwa konie i wóz. Pewnie
pojechał na zakupy.
 Zaprowadziłeś wierzchowce do stajni?
Uśmiechnął się ironicznie.
 A gdyby tak nagle zniknęły, podczas gdy my tu sobie
gwarzymy? Wolę je mieć na oku.
 Przez całą noc?
 Będziemy spali w stajni, razem z końmi. A do tej zupy
przydałby się kawałek boczku.
Począł myszkować w szafce z prowiantami.
 Chleb, mąka, kasza, fasola  wyliczał.  Niewiele
tego. O, pszenica! Jak będziesz szedł po boczek,
nakarm przy okazji ptactwo. Jutro możemy o tym
zapomnieć. Przypilnuję ognia.
Nasypałem parę garści ziarna do swego kapelusza i
wyszedłem. Za domem, od strony rzeki, wznosiły się
dwie budowle: jedna większa  zapewne stajnia, druga
malutka, otoczona drewnianym płotkiem, za którym gdakały
śnieżnobiałe kokoszki, a wspaniały kogut, z ogonem jak
wachlarz, dumnie kroczył wzdłuż ogrodzenia. Opróżniłem
zawartość kapelusza, a gdy ptactwo rzuciło się hurmem na
pokarm, uchyliłem furteczki i wkroczyłem do środka. Niski
kurnik z pochyłym daszkiem zajmował jedną trzecią całej
przestrzeni. Ukląkłem i zajrzałem do wnętrza. Na grzędach
było pusto, lecz na ziemi, na rozłożonym sianie, ujrzałem trzy
bielutkie jajka. Zgarnąłem je, płosząc odętą kokosz siedzącą w
rogu. Dostrzegłem dalsze cztery jaja, a w chwilę pózniej
jeszcze dwa. Wszystkie włożyłem do kapelusza i stanąłem na
progu domu dumny jak paw.
 Przyniosłeś boczek?  zapytał Karol pochylony nad
garnkami.
 Zaraz przyniosÄ™, ale popatrz!
Odwrócił się i gwizdnął.
 Ho, ho, spisałeś się, Janie. Jajecznica będzie na drugie
danie.
Zupa wypadła znakomicie, jajecznica świetnie, kawa
wspaniale. Wydało mi się, że nawet w  Lucky Saloon" nie
jadałem nic podobnie smacznego. Ba, ale też od rana nie
miałem nic w ustach, a i śniadanie z niedostatku wody
wypadło gorzej niż skromnie.
Jeszcze było widno, gdy wyszorowaliśmy naczynia
piaskiem i wypłukali wodą tak, że błyszczały nie gorzej niż
przed użyciem. Farmer, gdy wróci, powinien być
zadowolony.
 Otóż i on!  zawołałem stając na progu chaty.
Z południa, poprzez nagą płaszczyznę, zbliżał się ku nam
samotny jezdziec. Karol spojrzał i pokręcił głową.
 Mylisz się. Farmer wyruszył wozem z parą koni.
Lepiej chwyć za strzelbę, Janie. Nie wiemy, kogo nam tu los
zsyła.
Uwzględniłem tę radę. Tamten galopował prosto na nas,
pózniej gwałtownie zmienił kierunek, prawdopodobnie trafił
na druty, potem znowu-pojechał prosto. Zwolnił biegu,
zdołał przecisnąć się przez furtkę, otworzywszy ją
kopnięciem buta i zatrzymał się tuż przed nami.
Zachowywał się bardzo bezceremonialnie i bardzo by się
naraził na gniew farmera, chyba że był jego dobrym
znajomym.
 Gdzie jest gospodarz?  zawołał.
Głos miał donośny.
 Nie ma gospodarza? WidzÄ™ kartkÄ™ na drzwiach,
pewnie wyjechał, lecz pozwolicie, że również skorzystam z
gościny, bo chyba nie jesteście przyjaciółmi farmera, raczej
wędrowcami szukającymi noclegu, nie mylę się, a jeśli się
mylę, możecie sprostować...
Gadał tak bez sekundy przerwy, a mnie dosłownie
zatkało. Jeśli ten człowiek potrafi pisać (a wyglądał na
takiego), na pewno nigdy nie używał kropek. Bezstronnie
muszę dodać, iż w tej galopującej czy też kłusującej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire